Już nigdy nie cofnę się do tego czasu
Czasu gdzie można było wszystko
Czasu gdzie było wściekle i szybko
Gdzie w chaosie byłaś jedyną iskrą
Od której zaczynało się ognisko
Ale nie można było, nie, nie można było
Ustać przy nim długo i się ogrzać
Bo za chwile zamieniało się w pogorzelisko
Kiedyś brał mnie nerw na to wszystko
Teraz jest mi tylko trochę przykro
I nawet gdybym chciał Cię kochać
To trzeba zaufać, a to już jest za duże ryzyko
Bo Ty zawsze grasz, w dodatku grasz nieczysto
I może to nie zabrzmi poetycko
To wkurwia mnie ten fakt i nie tylko
Wkurwia mnie, że traktujesz mnie jak śmietnisko
Wkurwia mnie to, że raz jest High, a raz nisko
Raz jest miłość, a raz ciągniesz mnie przez piekło
Może tak to jest, kiedy w wulkan uderzy tornado
Może, zabrzmiało jakbym myślał, może robię to dorywczo
Może chciałbym poznać prawdę dziewczyno
Może, i to bez tego cyrku całego.
Już nigdy nie cofnę się do tego czasu
Czasu gdzie można było wszystko
Czasu gdzie było wściekle i szybko
Gdzie w chaosie byłaś jedyną iskrą
Od której zaczęło się ognisko
Śmiem twierdzić, że to była miłość mimo wszystko
Miłość szczera, miłość szalona,
tylko czegoś w niej zabrakło
Może Ty to będziesz wiedzieć mała
W końcu ktoś dmuchał tego „Love” balona
Może Ty to wiesz, dlaczego pękło
Przecież była magia i piękne słowa
Może gdzieś zabrakło uczucia, Twego
A może mego, może to wszystko moja wina
A może prawda leży gdzieś pośrodku tego
Tylko ciągle jakoś los nam nie sprzyja
Czy może ktoś się o to stara, aby tak było
Ciągle pod górę i nigdy się nie wydarzyło
Schemat za schematem jak księżyca faza
Powraca regularnie i wciąż uważam, że to była nie prawda.
Już nigdy nie cofnę się do tego czasu
Czasu gdzie można było wszystko
Czasu gdzie było wściekle i szybko
Gdzie w chaosie byłaś jedyną iskrą
Od której zaczęło się ognisko
Nie przeszedłem przez to wszystko
Nie, Nie przeszedłem po nic, tylko
Musiał się wydarzyć ten cyklon
Aby poznać siebie, a potem zamilknął
Wszystko w życiu ma swój sezon
Miała być historia życia, a wyszedł felieton
Kiedyś było to coś, ale czas upłynął
Minął, jestem już gdzie indziej, drzwi zamknął
Rzadko mam czas oddać się wspomnieniom
W sumie to nawet nie cofam się pamięcią
Teraz zdrowiej mała, pozostając ciszą
Zdrowiej niech się rany zagoją
Ja też już wyłączę telefon
Skończył się sezon, zgasł neon
Zdrowiej mała, abyś była dla kogoś innego iskrą
Zdrowiej niech na Twoich ranach piękne kwiaty zakwitną
Ja już opuściłem rejon, opuściłem peron
Pociąg odjechał, teraz mogę tylko napisać kilka stron
Zdrowiej mała, życzę Ci, aby los się do Ciebie uśmiechnął
To czy byłaś prawdą, już się nigdy nie dowiem, trudno
Zdrowiej mała, jeżeli faktycznie włożyłaś w to serce i nie wyszło
Zdrowiej mała, jeżeli faktycznie chciałaś dobrze,
…to wszystko…
Ja już nigdy nie cofnę się do tego czasu
Czasu gdzie można było wszystko
Czasu gdzie było wściekle i szybko
Gdzie w chaosie byłaś jedyną iskrą
Od której zaczęło się ognisko
Chciałem dobrze, chciałem, ale nie wyszło
Zrobiłem, co mogłem, teraz jest mi przykro
Nie uwierzyłem w Twoje ani jedno słowo
Czegoś zabrakło, a czegoś było za dużo
Teraz pisząc te słowa, wspominam i jest mi smutno
Włożyłem w nas kiedyś wszystko
Teraz nie mam już sił na coś, co będzie na chwile tylko
Zaufanie poległo, nie poczułem od ciebie tego, co być powinno
Tego, co kiedyś było, chociaż przez chwile, ale było
Zabrakło szczerego uczucia, takiego pewnego, takiego na sto
Tylko ono przyćmiłoby słowa, które były okrutne zbytnio
To było barbarzyństwo, były śmiertelne, jak padały pojedynczo
Tylko prawdziwe uczucie by tutaj pomogło
Tylko prawdziwe uczucie by to wskrzesiło
Tylko prawdziwa miłość przetrwa wszystko
Jeśli pomyślisz z poziomu ego to nic z tego
Już nigdy nie cofnę się do tego czasu
Czasu gdzie można było wszystko
Czasu gdzie było wściekle i szybko
Gdzie w chaosie byłaś jedyną iskrą
Od której zaczęło się ognisko